Rozdział 1
Mrok
Ogień. Dym. Zapach siarki i spalonych ciał. Wszystko zamknięte, w mocnym, mrocznym uścisku Matki Śmierci. Spopielone resztki chat, które jeszcze niedawno były schronieniem dla szczęśliwych rodzin, szukających ciepła podczas zimowych wieczorów, teraz dla tych samych rodzin stały się grobowcami.
W powietrzu odczuwało się ból i rozpacz. Miało się poczucie iż można je uchwycić, jednym szybkim ruchem dłoni w zgęstniałym powietrzu. Jednak nikt nie mógł tego zrobić, bo nikogo tutaj nie było. A przynajmniej nikogo żywego.
Pękła gałąź. Swoim ciężarem doszczętnie zdemolowała resztki dogorywającego domu. Miejsce, które jeszcze kilka godzin temu było schronieniem dla matki z trójką dzieci, teraz zostało martwą, szaro-czarną masą. Ojciec wyruszył dzień wcześniej na łowy, miał zapewnić rodzinie pożywnie na kilka następnych dni. Był myśliwym, jednym z najlepszych w okolicy. Był z tego dumny, teraz został wiecznym zakładnikiem Ponurego Żniwiarza. Nie był jednak sam, po chwili witał swoich braci i siostry na Wiecznej Drodze. Już nie bolało. Już nastał pokój.
Po umartwionej, sczerniałej, ziemi sunęła postać. Zgniłe, zgęstniałe od fetoru spopielonych ciał, powietrze rozstępowała się przed nią. Jakby bało się, że jej dotyk może zabrać resztki tego co zostało. Ogień zatrzymywał się. Dla pobocznego obserwatora wyglądało to jakby czas stanął w miejscu. Jednak on poruszał się w desperackich spazmach. Został chwycony mocnym, lodowatym uściskiem Ponurego Żniwiarza, który nie myślał go puścić. A postać sunęła dalej, nie zbaczając na nic, jakby nie odczuwając gdzie jest i kiedy jest. To nie miało znaczenia. Nic nie miało znaczenie. Noc stawała się na nowo ciemniejsza, księżyc spoglądał na wioskę obolałym wzrokiem, cały skąpany w brunatnej masce zdezorientowanych dusz. Nic nie miało znaczenia. Jedyny obserwator schował się w objęciach puszystych chmur licząc, że ukoją go one, niczym matczyne objęcia. Dadzą spokój i pozwolą zapomnieć.
A postać dalej sunęła. To jeszcze nie był koniec. Będzie kroczyć tak długo dopóki ostatni śmiech nie ucichnie, dopóki ostatnie serce nie zgaśnie w objęciach Ponurego Żniwiarza.